To tak tytułem wstępu.
Prowadzę mnóstwo wspaniałych i otwierających oczy rozmów - jedną z nich była ta o symbolicznym zamykaniu drzwi lub chociaż decyzji, by nie robić przeciągu.
Zastanawiam się czy to moje prywatne wyzwania w sposobie komunikowania się, czy jednak jakaś zmora naszych czasów. Zawsze potrzebowałam swojego rodzaju objaśnień. Jak nie rozumiałam, to chciałam po prostu zrozumieć. Zwykle prowadziło to tylko w jednym kierunku - potrzeby spektakularnego domknięcia.
Pożegnania, wyjaśnienia, tłumaczenia - wszystko po to, by zaakceptować, że któryś epizod faktycznie dotrwał do końca. Jak to wyglądało u mnie? Zapraszam na szybką wycieczkę po moich rozstaniach:
1. Rozwód to moje ulubione rozstanie. Rozumiem je w pełni i doskonale.
2. "Kocham Cię, ale nie mogę z Tobą być". - No to była jazda bez trzymanki. W imię tej miłości upodliłam się tak bardzo, że na długo mi to popsuło i krew i osobowość.
3. "..." - Nie bardzo wiem jak ubrać w słowo ghosting, ale słyszałam, że ludzie faktycznie to robią. No i jak sama tego doświadczyłam, to byłam w ogromnym szoku. I teraz rozumiem, jak to podkopuje pewność siebie.
4. Bycie czasoumilaczem. To też kiepski wątek, bo ciężko zakończyć coś, co podobno nigdy się nawet nie narodziło. "Przecież niczego Ci nie obiecywałem" :]
5. "To nie Ty, to ja. Przepraszam, ale jesteś moim schematem". - I tu się chcę zatrzymać. Totalnie szanuję tego gościa, że miał jaja, by mi to powiedzieć. Myślę, że szanuję go tak bardzo właśnie przez to, że w jakiś sposób spełnił moje oczekiwania. Tak jak w każdej wybitnej powieści, był wstęp, rozwinięcie i zakończenie.
Wiecie, co teraz zrobię? PIVOT! ;)
To chyba normalne, że wszyscy oczekujemy wyjaśnień, albo chociaż rozmowy. Jednak brutalna prawda jest taka, że ta druga strona nic nie jest nam winna...
Oczywiście, że to i miłe i kulturalne, a w idealnym świecie nie ma zdrad, konfliktów i zawodów.
Uwaga spoiler - świat idealny nie istnieje, a ludzie na co dzień mierzą się ze swoimi demonami, o których nie musimy wiedzieć - a czasem wręcz lepiej trzymać się od nich z daleka. Lekcja, którą wyciągnęłam z tych rozmyślań jest taka, że nie ma sensu marnować ani czasu, ani energii na rozmyślanie o tej niedokończonej rozmowie, a najsilniejszą solą trzeźwiącą niech będzie stwierdzenie, że brak odpowiedzi to również odpowiedź.
Dorzucę Wam najwspanialsze zdanie, które wywierciło mi w sercu dodatkowe pokłady empatii:
Wiedzcie, że oni/one nie zrobili TEGO Wam, tylko zrobili to dla siebie.
Czy trochę Wam teraz lepiej?
Ściskam,
Iza
PS. Jeżeli podobał Wam się ten wpis, zachęcam do posłuchania innych historii w podcaście o dorosłym ADHD.