Dzień dobry!
Intro poszło mi zaskakująco gładko, ale chwilę zastanawiałam się, od czego zacznę całę to podcastowanie. Pomyślałam, że na start chciałabym się z Wami podzielić czymś, co towarzyszy mi od dziecka.
Czas zmierzyć się raz na zawsze z mitem mojego „słomianego zapału”. Tak, tak, uwaga, werble! Od małego słyszałam: "Masz słomiany zapał!" I w sumie, gdyby spojrzeć na definicję, to pasuje: to szybko przemijająca, wielka chęć robienia czegoś. Ale natknęłam się też na psychologiczne wyjaśnienie tego zjawiska: wynika z brania na siebie zbyt wielu rzeczy naraz przy jednoczesnym braku zasobów – czasu, możliwości, umiejętności. I wiecie co? To ma sens.
Bo kto mnie zna, ten wie, że jestem generatorem pomysłów. I każdy z nich obdarzam ogromną miłością i wiarą, że to TEN najlepszy pomysł. Potrafiłam być zakochana w stu rzeczach jednocześnie. Jako dziecko, kiedy mama pytała, co chcę robić w przyszłości, odpowiadałam: „Nie wiem”. I wtedy słyszałam: "Aha, bo ty masz słomiany zapał". A mnie się od razu odechciewało.
Dziś już wiem, że to nie było lenistwo. To był hiperfokus, ekscytacja nowym tematem i zderzenie z rzeczywistością, kiedy dopamina się wyczerpywała. Wtedy entuzjazm gasł, a ja czułam się winna.
Przez lata się obwiniałam. Bo skoro coś zaczynam i nie kończę, to znaczy, że jestem niekonsekwentna, prawda? Nieprawda. Dziś już wiem, jak to działa.
Mam cały zestaw do malowania, pianino, stosy książek. Czy umiem grać? Nie. Czy maluję? Sporadycznie. Ale czytam. I tak, czytam siedem książek naraz, bo wszystko zależy od dnia i mojego nastroju.
Miałam też fazę na naukę pięciu języków jednocześnie, bo znalazłam u babci podręcznik z listami słówek po hiszpańsku, włosku, niemiecku, angielsku i rosyjsku. No przecież genialne, prawda? Po czterech dniach już nie było tak genialne.
Przez lata czułam się jak oszustka. Że skoro coś mnie ekscytuje tylko na chwilę, to może nie powinnam w ogóle zaczynać?
Ale teraz wiem – to nie brak determinacji. To nie lenistwo. To po prostu inna chemia w mózgu. Odkąd dostałam diagnozę ADHD, wiele rzeczy nagle wskoczyło na swoje miejsce.
Jeśli ktokolwiek z Was czuje się podobnie – zmaga się z krytyką otoczenia, niepewnością, że jest "beznadziejny" czy "niesłowny", to wiedzcie, że to nieprawda. Wasze zwoje są po prostu inaczej poskręcane. I to jest okej.
Dziś już wiem, że nie chodzi o to, bym porzuciła skoki na słońce z motyką – bo to nadal moja ulubiona dyscyplina – ale bym robiła to mniejszymi krokami. A gdy dopada mnie rezygnacja, nie uznaję tego za koniec drogi. Wiem, że to chwilowe. Wtedy idę się porozciągać, zrobić jogę, cokolwiek, co da mi zastrzyk dopaminy, i wracam do tematu.
Czy to idealna strategia? Nie wiem. Nie jestem lekarzem. Ale mi pomaga.
Więc tak, oficjalnie oświadczam: nie mam słomianego zapału. Ja po prostu kocham każdy swój pomysł tak bardzo, że kiedy jest, to daję mu całą siebie. A kiedy znika, to nie znaczy, że przestał być dla mnie ważny. Po prostu przyszedł czas na nową fascynację.
I wiecie co? To też jest okej.
Świeżo po diagnozie ADHD cieszę się, że rozumiem siebie lepiej. I chciałabym, by każdy, kto się z tym zmaga, okazał sobie trochę empatii. Bo to jest klucz do samoakceptacji.
Dorośliśmy, więc bierzmy odpowiedzialność za swoje decyzje – i róbmy coś inaczej, by nie powielać błędów. Ja jestem profesorem habilitowanym w błędach i będę o tym tu opowiadać.
Czy ten odcinek był chaotyczny? Pewnie tak. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście.
Dziękuję Wam i do usłyszenia!